Gra na zwłokę
Wysiadłem na Rynku; nie miałem zegarka i żeby ujrzeć wskazówki na wieży ratuszowej, musiałem powoli podnosić głowę, by oswoić źrenice z natarczywością kropel; najpierw była kamienna ława, opętlająca budynek, później wykusz, doczepiony do ściany; wyglądał jak w chorym śnie architekta i był dziełem popularnej rozgwiazdy telewizyjnej; potem ujrzałem tarczę zegara – południało.
(…)
[Krzemionki]
Wolno wspinałem się pod górę; dla ułatwienia drogi tym, którzy jeszcze nie zakupili wozów, czyli samochodów, zrobiono specjalne schodki; na szczycie jak krzyk protestu strzelała w chmury wysmukła wieża z radarami czy czymś takim;
(…)
u stóp leżało prawdopodobnie miasto, ale było niewidoczne - nieckę wypełniały dymy, które rosły jak chore ciasto, i tylko nad kłębiącą się powierzchnią sterczały czubki wież kościelnych, wieńczonych błogosławieństwem krzyży; dziesiątki razy schodziłem tędy o zmroku, by pogrążyć się w mieście, by zamienić się jak wszyscy w kawałek schorowanego muru, cegłę czy strzęp człowieka.
Janusz Anderman Gra na zwłokę (1979)