Dzisiejsza data:

Chądzyński Michał

(1869 - 1894; 1; 17; ; ; Kraków

aktor

           Aktor Teatru Miejskiego w Krakowie. Przybył do Krakowa w październiku 1893 roku.

Zastrzelił aktorkę Anielę Wyrwiczównę, z amerykańskiego rewolwer Smith & Wesson Model 1 (kal. 5,6 mm), a następnie popełnił samobójstwo. Motywem miał być zawód miłosny.

           Od grudnia otaczał swoimi względami Wyrwiczównę, aktorkę Teatru Miejskiego, przebywającą również dopiero od października w Krakowie. Jednak nawet sama Wyrwiczówna nie posądzała go o afekt miłosny.

           Jak opisuje „ECHO MUZYCZNE, TEATRALNE I ARTYSTYCZNE” w numerze 539 (4) z dnia 15 (27) stycznia 1894 roku:

           „W dniu 17 b. m. popołudniu o godzinie piątej przyszedł on [Chądzyński], jak zwykle, w odwiedziny do Wyrwiczówny, a, zastawszy mieszkanie zamkniętem, otworzył je własnym kluczem, który poprzedniego dnia kryjomo stróżce zabrał. W mieszkaniu, w salonie, świeciła się lampa, gdyż artystka wyszła tylko na chwilę, do sąsiadujących z nią o ścianę pp. Schneidrów. Chądzyński, który widocznie przyszedł z silnem postanowieniem zamordowania Wyrwiczówny i siebie, obrał pozycyę wyczekującą w przylegającej do salonu nyżce. ,Gdy artystka weszła do pokoju po chustkę od nosa, którą pozostawiła, Chądzyński rzucił się na nią i strzałem z rewolweru, skierowanym w skroń, położył ją na miejscu trupem.

Drugim strzałem, również w skroń skierowanym, zabił sam siebie. Wszystko razem trwało zaledwie kilka minut.

Gdy doktorowa Sehneidrowa, zaniepokojona nieobecnością swego gościa, przyszła zobaczyć, co się z Wyrwiczówna stało, znalazła na środku salonu dwa ciała, broczące krwią po dywanie.

Chądzyński żył jeszcze ale charczał już w agonii.

Lampa, przysłonięta różowym abażurem, oświecała bladem światłem tę ponurą scenę.

Na miejsce wypadku zeszła po upływie godziny komisya policyjno-sądowa, złożona z komisarza policyi Rękiewicza, fizyka Wilkosza, komisarza magistratu i nadkomisarza policyi Swolkiena. Po spisaniu protokułu oględzin, zwłok i miejsca, ciało Chądzyńskiego, który po upływie pół godziny wyzionął ducha, odesłano do kliniki sądowej, zwłoki zaś Wyrwiczównej, na żądanie osób uprawnionych, pozostawiono w mieszkaniu i oddano pod dozór i odpowiedzialność d-ra Schneidra. Zwłoki nieszczęśliwej, złożone na dywanie, nakryto białym całunem i położono na nich wizerunek Matki Boskiej.

O szybkości ciosu, który spowodował u Wyrwiczównej śmierć natychmiastową, świadczy okoliczność, że zamordowana - nie miała nawet czasu wypuścić z rąk kluczy od mieszkania, które nazajutrz dopiero odnaleziono w jej kurczowo zaciśniętej dłoni.

Przyczyna tego rozpaczliwego kroku i podwójnego morderstwa jest dla najbardziej nawet wtajemniczonych w stosunki artystki nieodgadniona. Nie ulega wątpliwości, że przyczyną była nieszczęśliwa czy beznadziejna miłość Chądzyńskiego do koleżanki, ale najbliżsi, którzy patrzyli na ten chłodny, konwencyonalny stosunek obojga młodych do siebie, nie byliby przypuszczali możliwości podobnego rozwiązania, tem bardziej, że Wyrwiczówna nie miała żadnych zgoła wielbicieli, a tem samem nie mogła dawać powodu do zazdrości.

Pewne światło na sprawę rzuca list, znaleziony w kieszeni paletota Chądzyńskiego, a adresowany do dyrektora teatru.

List ten brzmi:

           „Drogi dyrektorze! Przebacz mi tę krzywdę, jaką wyrządzam tobie. Niech Bóg ci da, zacny człowieku, wszystko na świecie najlepsze. Żyć dłużej nie można. Cierpię okropnie. Chądzyński.

P.S. Koszta pogrzebu pokryją siostry moje, mieszkające w Płocku. O jedno proszę. Pochowajcie mnie przy niej. Niech nam na pogrzebie marsza szopenowskiego zagrają”.

Wiadomość o tragicznym zgonie dwojga artystów lotem błyskawicy rozeszła się po mieście, wywołując nieopisaną sensacyę. W teatrze dawano „Wesele Figara”, a artyści grający zaledwo byli w stanie dokończyć przedstawienia. …

W. Pr.”