Dzisiejsza data:

życiorys:

           Urodził się w Rumunii, gdzie oddelegowany został jego ojciec, urzędnik sądowy.

           Gdy rodzina powróciła do Polski i osiadła we Lwowie, zaczął uczęszczać do Szkoły Realnej, a po jej ukończeniu wyjechał na studia w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium pod kierunkiem Gabriela von Hackla, Sandora Wagnera i Gyuli Benczura, następnie studiował malarstwo w Szkole Sztuk Pięknych w Paryżu pod kierunkiem Emila Augusta Carolus-Durana.

           Współpracował jako ilustrator w czasopismach („Le Monde Illustre”, L”Illustration”, „Le Figaro” i „The Graphic”) oraz wykonywał kopie obrazów dawnych mistrzów, między innymi Botticellego i Tycjana. W tym okresie często wyjeżdżał do Rzymu i Londynu, gdzie zapoznał się z twórczością XVIII- wiecznych portrecistów angielskich i malował portrety kobiet i polskiej arystokracji. W Londynie poślubił Izę Giełgud.

           Kiedy zamieszkał w Krakowie został wykładowcą, a później rektorem Szkoły Sztuk Pięknych. Oprócz prowadzenia działalności dydaktycznej włączył się też w prace nad odnową uczelni.

           W „Zielonym Baloniku” w Jamie Michalikowej śmiano się z jego dwóch cech: zapału do „reformatorstwa” i skłonności do „produkowania” ładnych obrazków, które można drogo sprzedać. Kukiełka, która przedstawiała jego postać w pokazywanej w Jamie Michalikowej szopce dzierżyła miotłę, którą wymiatano ze Szkoły Sztuk Pięknych stare śmieci.

           Powstał też wierszyk o Axentowiczu:

Przed papieżem Velazqueza

Zapytany Axent: czyby

Wymalował tak papieża,

Rzekł: to zrobić można niby

Byle dobrze zapłacili”.

           Pod Tatrami w Zakopanem miał dom i pracownię na rogu ulicy Kościuszki z ulicą Sienkiewicza, nazywany popularnie „Córnikiem”, gdyż mieszkało tu razem z nim pięć jego córek.

           W okresie swej świetności obracał się w kręgach najwybitniejszych artystów oraz intelektualistów tamtej epoki. Był współzałożycielem Towarzystwa Artystów Polskich „SZTUKA”, którego członkami byli między innymi Jacek Malczewski, Włodzimierz Tetmajer, Stanisław Wyspiański oraz Józef Mehoffer, należał także do współzałożycieli Towarzystwa Miłośników Historii i Zabytków Krakowa. Działał w Kole Artystyczno-Literackim, któremu prezesował Juliusz Kossak, był członkiem Towarzystwa Ochrony Piękności Krakowa i Okolic, Towarzystwa Ormiańskiego Haiasdan, które wspierał finansowo. Był blisko związany z wiedeńskim środowiskiem twórczym jako członek "Secesji Wiedeńskiej" i współpracownik czasopisma "Ver Sacrum".

           Zasłynął jako znakomity portrecista. Malował pastelami idealizowane portrety kobiet, akty, wizerunki dzieci, martwe natury i kwiaty. Najbardziej znane prace to liczne wersje obrazów Zamyślona, Zaczytana, Rudowłosa. Swego czasu głośno było o romansie, jaki miał z jedną ze swoich modelek, która pozowała do jego obrazów. Z kolei rezultatem zainteresowań symbolizmem były np. Łzy, U studni, Smutek, Młodość i starość.

           Znany był również jako malarz folkloru huculskiego (sceny rodzajowe z życia wsi) - najlepsze prace z tego nurtu pochodzą z lat 90. XIX wieku, między innymi Pogrzeb, Święto Jordanu, Święcone, różne wersje Kołomyjki zwanej też Oberkiem. Prawdopodobnie popularność jego huculskich obrazów sprawiła, że został zaproszony do wykonania ilustracji do monumentalnego, 24-tomowego dzieła Monarchia austro-węgierska w słowach i obrazach, wydawanego w latach 1896-1902 z inicjatywy księcia Ferdynanda. Znalazł się tam rysunek przedstawiający Święcenie jaj wielkanocnych pod Chmielową we Wschodniej Galicji (prawdopodobnie chodzi o Chmielową w powiecie zaleszczyckim).

           Zajmował się także litografią, (między innymi wykonał afisze dla II, III i VII wystawy „Sztuki”), wykonał też projekt witraża dla katedry ormiańskiej we Lwowie, współpracował przy Panoramie Racławickiej.

            Prace jego autorstwa można było oglądać między innymi w Paryżu, Wenecji, Rzymie, Berlinie, Monachium, Londynie, Wiedniu i Chicago. Jego dzieła znajdują się w większości muzeów w Polsce i w zbiorach prywatnych, największe kolekcje jego prac posiadają Muzea Narodowe w Krakowie, Poznaniu i Warszawie oraz Muzeum Sztuki w Łodzi.

           Pochowany na Cmentarzu Rakowickim (kwatera XXXVI, rząd północny, grób 12).

            „Z portretowanych pięknych kobiet zwykle bierze on motywy do ujmujących kompozycji, uważając, że piękno kobiety jest doskonałym wątkiem do obrazu”.

                                                                 Feliks Kopera

           „W zakresie malarstwa rodzajowego Axentowicz zdradzał zawsze skłonności do tematów ludowych, przyczem czerpał je przeważnie na Rusi i wśród Hucułów. Wielka bystrość postrzegawcza, a stąd gruntowna znajomość typu, zwyczaju i obyczaju ludowego, pozwalały mu na wydobycie z tych źródeł takich pierwiastków malowniczości, które uchodziły uwagi mniej przenikliwego obserwatora”.

                                                                  Tadeusz Jaroszyński

            „W historii sztuki polskiej Teodor Axentowicz zapisał się jako znakomity ilustrator folkloru huculskiego, wyrafinowany portrecista, mistrz techniki pastelowej i perfekcjonista rysunku, rządzonego falistą, miękką linią secesji”.

                                                                   Stefania Krzysztofowicz–Kozakowska

           „O ileż wyżej od p. Styki stoi p. Axentowicz, wyborny portrecista, odtwarzający swe prace z doskonałą obserwacją strony zewnętrznej i przejęciem się stanem psychicznym osoby, której rysy przelewa na płótno. Sceny rodzajowe tego artysty są wiernym oddaniem natury. Są one wolnymi od wszelkich dowolnych zboczeń, od tak zwanej a mylnie pojmowanej fantazji artystycznej.”

                                                             Wiktor Joze Dobrski, „Przegląd Tygodniowy”, 1887

           „U Axenta w pracowni spotkałem dwie piękne i dystyngowane młode panie (siostry): jedna pani Jodko, druga pani Słaboszewicz z Litwy. Panią Jodko przeszłego roku Axent malował, tego roku zaś jej siostrę, pomimo że pierwszy nieudany tak, że go na strych wynieśli i nie pokazują nikomu. Rzeczywiście, widziałem fotografię i oczom moim wierzyć nie chciałem, bo cienia podobieństwa nie ma.”

           „Pani Jodko poszła do pracowni zobaczyć portret siostry swojej i przeszła koło niego oglądając się na wszystkie strony, nie przyszło jej na myśl, że to, co stoi przed nią, to jej rodzona. Axent to spostrzegł i choć chcia­ła naprawić tę gafę, już było za późno.”

           „Axentowi przez wdzięczność naraiłem portret Edziowej Mycielskiej (za 600 koron), pastel. Taka łatwa, że ja bym ją parasolem na piasku podobniusieńką zrobił, a ten i z tego nie może wybrnąć. Cest joli comme ton, c'est elegant, mais cela n'a pas de fond. Je crois, qu'il baisse (to ma piękny koloryt, jest eleganckie, ale nie ma głębi. Sądzę, że on obniża lot), o Boże, broń mnie od tego."

                                                           Wojciech Kossak, Listy do żony, 1909

             "Niezmiernie dowcipnem było jego ode­zwanie się a propos panoramy Styki Golgota, Jan Styka był doskonałym artystą, ale kto wie, czy nie jeszcze lepszym aktorem. Do malowania panoramy wynajął we Lwowie ogromną parterową pracownię, obok gmachu politechniki. Tam zwy­kle przy otwartych do posadzki oknach, klęcząc na środku modlił się i donośnym głosem wzywał Boga o natchnienie twórcze. Naturalnie, że takie kawały były ob­liczone na efekt dla ulicy, gdyż zwykle w takich razach przed oknami pracowni zbierały się tłumy gawiedzi, żądnej sensacji. Raz w towarzystwie uniesiony fanta­zją, zaczął opowiadać, jak w chwili malowania Chrystus do niego przemówił. A widząc, że mu nie wierzą, zwrócił się do Axentowicza: No, Teodorze... Ty by­łeś przy tem, powiedz co powiedział Pan Jezus.Na to Axentowicz z lekkim sar­kastycznym uśmiechem potwierdził prawdziwość słów Styki mówiąc: Tak, to prawda - Pan Jezus powiedział: 'Janie Styko, ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze.'" 

                                                                 Franciszek Klein

           „Axentowicz posiadał dar pedagogiczny, uczył dobrze, tylko strasznie się śpieszył, tak że jego nauka miała mało powagi. Swą pracownię osobistą miał tuż obok klasy, ciągle mu się zdawało, że jakiś interesant dobija się do niej, wybiegał więc co chwila na korytarz. Można mu to wybaczyć, bo wówczas, choć nie był jeszcze stary miał już z pół tuzina dzieci."

                                                     Marian Trzebiński, uczeń Axentowicza

             „Najweselsze zaś jest to, że każdy ma u kostiumu przypięty znaczek, który dowodzi, że portfel oddał na przechowanie na czas kąpieli. Ten znaczek, uważasz, to jest taki łajdacki symbol, jedynem bowiem mojem pragnie­niem było to, żeby zgubić ten znaczek, żeby go kto znalazł. Szczęśliwego znalaz­cę tknęłaby na miejscu apopleksja po otwarciu portfelu, gdyby to zaś był gentle­man i człowiek z sercem, włożyłby jaki banknot do towarzystwa tych kilku mi­zernych sonetów, udających czeki. Największy taki potężny znak, zawieszony na piersi, jak złote runo, nosi Axentowicz, wyglądający w wodzie jak hiszpański grand, który się znalazł w morzu po zatopieniu Wielkiej Armady. Chodzi po wodzie, jak wyniosły flaming, niema zaś tak wysokiej fali, któraby dosięgła jego oblicza; kiedy się położy na piasku, zajmuje połowę plaży i wtedy wiedzie dyskurs z Reychanem, zawiniętym w obłąkanie kolorowy płaszcz, o proporcjach w niewieściej budowie. Reychan zaś wzdycha głęboko od czasu do czasu (zawsze tylko po fran­cusku), obaj zaś myślą w przerwach o tem, że gdyby tylko połowa tych niewiast, które są na Lido, nie malowała sobie fizjognomii, lecz zamawiała portrety... A wko­ło leży tylko martwa natura..."

                                                Kornel Makuszyński, „Straszliwe przygody”, 1913

             „Wytworność - wyraz ten określa najlepiej cechę dominującą twórczości Axentowicza. Nie ma tu nic jaskrawego, krzyczącego, wyrywającego się z przestrzeni. Miara kładzie swe piętno na wszystkim, nie znosząca zbyt śmiałych akcentów barwy, ani zde­cydowanych, silnych konturów kształtu, miara zestrajająca szczegóły do łagodnej harmonii, która działa skupieniem i spokojem. Axentowicz nie czerpie swoich naj­silniejszych wrażeń z przyrody, uderza go kształt ciała ludzkiego i postaci ludzkiej - głowa przede wszystkim, a mianowicie głowa kobiety. Jego właściwy rodzaj to owe, tak dobrze znane, główki zasmucone, zadumane, marzące, ciche, słodkie, anemiczne główki kobiet buduarowych, kwitnących w cieplarni, z dala od suro­wego podmuchu wiatru i palących promieni słońca, kobiet, których zupełna bier­ność stanowi tajemnicę wdzięku, które się uwielbia jak kwiaty, które się tuli jak je­dwabie i koronki, które z życiem mają to tylko wspólnego, że żyją..."

                                               Antoni Chołoniewski, „Świat”, 1906

             „Zupełnie in­nym typem [od Jacka Malczewskiego] był Teodor Axentowicz, z którym łączyła Wojciecha długoletnia przyjaźń. Było w tym człowieku ciekawe połączenie spryt­nego kupca Ormianina z paryską boheme. Axentowicz myślami i marzeniami nie opuszczał Paryża i z Wojciechem wciąż wspominali wspólne, paryskie, studenc­kie czasy; mówił najchętniej po francusku, mieląc szybko słowa w dużych zmysło­wych ustach. Jego pomadkowe portrety zamożnych mieszczek, które miały tak olbrzymie powodzenie, malowane były manierą, można rzec, businessową. Ten zna­komity malarz miał zmysł kupiecki tak wyrobiony, iż dla niego poświęcał swój du­ży talent. Wszystkie jego bogate modelki życzyły sobie mieć siebie w formie por­trecików na pudełkach pomadek ze słynnej krakowskiej firmy cukierniczej Redolfi, więc dlaczegóż nie spełniać cynicznie ich zamówienia? Gdyby nie słynny portret rodziny artysty i kilka główek własnych dzieci, nikt nie byłby się nigdy dowiedział, jaki posiadał lwi pazur. Pan Teodor potrzebował kupę pieniędzy, aby utrzymać trzy córki, dwóch synów i wymagającą żonę, pannę Giełgud z domu, której matka była Angielką. Kochał się w jedwabiach, błyszczących atłasach i biżuterii. Komuś ze swoich przyjaciół przyznał się, że w swojej żonie, gdy była panną, za­kochał się z powodu pięknej broszki, jaką miała na sobie. Jego długoletnią muzą, o anielsko słodkiej twarzyczce, była prześliczna blondyneczka, panna Zosia Umlauf, córka pianistki, pani Czop Umlauf, która pierwsza w Krakowie założy­ła Instytut Muzyczny. Axentowicz, sam czarny jak kruk, kochał się przeważnie tylko w jasnych blondynkach, w czym podobny był do Wojtka Kossaka, który nie uznawał kobiet innej »maści« i zawszą powtarzał słowa francuskiego pisarza, że »kobieta blondynka jest podwójnie kobietą«. Częstym modelem Axentowicza była również Zofia Jachimecka. Po skończonym pozowaniu gładził jej cieniutką białą rączkę, mówiąc: - A teraz to sprzedamy, sprzedamy, sprzedamy..."

                                                     Magdalena Samozwaniec